Żródło informacji

 

Biblioteka w Bytomiu Odrz.

Po godzinach

Współpraca

 

Losowe zdjęcia

  • Spływ kajakowy Odra 2014
  • IV Zlot Łodzi Motorowych
  • Mikołajki 2014
  • Bałtyk – Karkonosze Tour

Designed by:
SiteGround web hosting Joomla Templates

Reklama

Autobus na torowisku: O krok od tragedii PDF Drukuj Email

 

Dzięki splotowi kilku elementów - szczęściu popartemu opanowaniem i sprawnemu działaniu, autobusu pełnego dzieci nie staranował pociąg
To miał być dzień jak każdy inny. Wsiąść do autobusu, pożartować z kolegami lub z koleżankami. Wysiąść z autobusu, pójść do szkoły. Potem lekcje i z powrotem do domu. Ale wtorek 5 lutego dzieci, które dojeżdżają do Zespołu Szkół w Bytomiu Odrzańskim z terenu gminy, zapamiętają jako zupełnie inny niż pozostałe... 
Zaczęło się jak zawsze. Autobus zaczął po kolei zabierać uczniów z kolejnych przystanków na terenie gminy. 
W Małaszowicach wsiadł do niego m. in. Kornel Śmigielski, ale do niego wrócimy za chwilę. 
W Byczu wsiedli kolejni pasażerowie. Autobus ruszył. Minął zakręt. Na prostej przed przejazdem, gdzie droga opada w dół, pojazd wpadł w poślizg. - To były ułamki sekund, kiedy zaczęło się robić niebezpiecznie... – przyznaje Anita Jagieła, jedna z 30 pasażerów. W autobusie byli uczniowie w różnym przedziale wiekowym – od roczników przedszkolnych do uczniów 3 klasy gimnazjum. Bartek Świca z Pastuszyna siedział z tyłu, na samym środku. 
- W jednej ręce trzymałem telefon, w drugiej ściągę, jak autobus zaczął hamować, rzuciło mnie aż na środek autobusu. Ale nie upuściłem ani telefonu, ani ściągi -  uśmiecha się chłopak, którego po upadku bolała ręka. Już zupełnie poważnie dodaje: - Dziś już jest dobrze. Wyglądało to groźnie, na szczęście dla nas wszystkich nie nadjeżdżał żaden pociąg...

Kierowca nie mógł opanować autobusu mimo, że jechał powoli. - Według ustaleń, kierowca przewożący grupę dzieci wraz z opiekunką zjeżdżając z wzniesienia i do przejazdu kolejowego podjął manewr hamowania. W związku z dużym oblodzeniem jezdni nie udało mu się zatrzymać pojazdu w bezpiecznym miejscu, uderzył w sygnalizator i utknął na torowisku – wyjaśnia okoliczności zdarzenia Katarzyna Wąsowicz z nowosolskiej policji.


Na szczęście kiedy autobus rzuciło na tory, akurat nie jechał żaden pociąg, bo mogłoby dojść do dramatu. - Szybko wstrzymane zostały pociągi przejeżdżające tą trasą – mówi Tadeusz Ostrowski, z-ca komendanta Powiatowej Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Nowej Soli.
Zanim dojechali strażacy, jako pierwszy na miejsce zdarzenia ruszył Paweł Rzepski, strażak obecnie mieszkający w Byczu. W tym samym miejscu co autobus jego samochód wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Strażak trafił do szpitala. Przypomnijmy, P. Rzepski to ten sam strażak, któremu w połowie grudnia spalił się dom w Tarnowie Byckim. 
- Mam nadzieję, że ta czarna seria złych zdarzeń się wreszcie wyczerpała. Na szczęście dzieciom nic się nie stało – mówi P. Rzepski. Wśród trzydzieściorga dzieci był m. in. jego syn.   
Wszyscy zostali szybko ewakuowani z autobusu. Opiekunce, która codziennie towarzyszy im w drodze do szkoły i w powrocie, pomógł trzecioklasista z gimnazjum Kornel Śmigielski. - Zrobiłem to, co było trzeba, nic wielkiego – mówi chłopak (rozmowa z nim poniżej – red.).  
Stefania Mirecka, dyrektor Zespołu Szkół w Bytomiu Odrzańskim, nie szczędzi pochwał dla Kornela. - Zachował chłodną głowę, pomógł młodszym dzieciom i można go tylko pochwalić. Dla mnie jest bohaterem tego zdarzenia.
Dzieci, które wyszły z autobusu, zostały zaprowadzone do świetlicy, którą udostępnił sołtys Bycza. 
- Po część z nich przyjechali rodzice i już tego dnia nie wrócili do szkoły, pozostałych zabrał drugi autobus podstawiony przez przewoźnika – zaznacza S. Mirecka. 
Ok. 11.00 autobus został wyciągnięty z torowiska przez pomoc drogową i strażaków.
Spośród wszystkich uczestników całego zdarzenia jednego chłopca do szpitala na obserwację zabrało pogotowie, bo bolał go brzuch. Tego samego dnia został wypuszczony do domu. 
Do szpitala trafiła też jedna dziewczynka, ale po dwóch dobach obserwacji w piątek rano wyszła do domu. 
W czwartek kilkanaścioro dzieci wzięło udział w spotkaniach z dwiema psycholożkami. 
- Uznaliśmy, że takie rozmowy będą tym dzieciom potrzebne, bo mocno to przeżywają i mogą potrzebować pomocy. Z relacji pań psycholog wiem, że z dziećmi jest wszystko w porządku – opowiada S. Mirecka.  
Administratorem drogi, która we wtorek bardziej przypominała lodowisko niż jezdnię, jest starostwo powiatowe. Po zdarzeniu oblodzony odcinek przed przejazdem sporą ilością piachu zasypali strażacy. Dlaczego nie zrobiły tego służby starostwa wcześniej? 
- Pojazdy do zimowego utrzymania dróg są wysyłane w teren na podstawie prognoz pogody – mówi Małgorzata Grotowska, rzeczniczka nowosolskiego starostwa. 
- Tego dnia temperatura była 2-3 stopnie w plusie i nic nie wskazywało na to, że na drodze na Bycz będzie ślisko i konieczna będzie praca piaskarek. Dlatego trudno nam wyjaśnić, dlaczego akurat w tym miejscu wystąpiło oblodzenie i doszło do zdarzenia. Zarówno przed jak i za tym miejscem, droga była sucha – dodaje M. Grotowska.

  
Jaki ze mnie bohater? Nie wypadało nie pomóc
 
- Od momentu, jak stanęliśmy na torach, do chwili jak nadjechał pierwszy pociąg, minęło może 10, 15 minut. Na szczęście byliśmy już wszyscy poza autobusem – mówi Kornel Śmigielski, gimnazjalista, który wyprowadzał dzieci z autobusu. 
Jak zapamiętałeś ostatnie minuty przed tym wypadkiem?
To był dla mnie poranek jak każdy inny. Jechaliśmy wolno, może 30, 40 km/h. Na spadzie kierowca zaczął hamować, postawiło nas w prawą stronę, potem w lewą. Na poboczu był żwir. Na żwirze znowu nas rzuciło w prawo, uderzyliśmy w sygnalizację i wjechaliśmy na tory. 
Co działo się potem?
Siedziałem z tyłu, chciałem otworzyć drzwi, ale były zablokowane, bo ziemia leżała. Kopnąłem dwa razy i się otworzyły. Dzieci zaczęły wychodzić. Połowa przodem, połowa tyłem. Podszedłem do naszej opiekunki. Dałem jej telefon, żeby zadzwoniła na policję. Numer był zajęty. Te dzieci, które wyszły przodem i stanęły po drugiej stronie torów, pomogłem przeprowadzić, na naszą stronę, na górkę od strony Bycza.   
Wyszedłem na asfalt. Mało co się nie wywróciłem. Tam jedno wielkie lodowisko. Widziałem, jak nadjeżdża samochód, który też wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Postaliśmy tam może z 10 minut, przyjechał sołtys Bycza. Powiedział, żebyśmy się schronili w sali wiejskiej. Dziewczynkę z mojej wsi zaprowadziłem do cioci, która mieszka w Byczu.
Kiedy wyprowadzałeś te dzieci, myślałeś, że może nadjechać pociąg?
Nie, chyba zadziałała adrenalina...
Ile czasu minęło od momentu, kiedy utknęliście na torowisku, do chwili jak nadjechał pociąg?
Według mnie 10, może 15 minut. 
Czyli było realne zagrożenie, że może w was wjechać pociąg, jak szybko stamtąd nie wyjdziecie?
Według mnie tak, ale szybko powiadomiono służby kolejowe, że doszło do takiego zdarzenia i ruch został wyłączony. Przyjechali strażacy, którzy wybiegli na tory. Wszyscy podjęli szybkie działanie.Wszystko to faktycznie wyglądało dosyć dramatycznie, ale na szczęście nikomu nic się nie stało, choć jakieś tam drobne dolegliwości są, ja np. uderzyłem się w piszczel, spuchła mi też ręka.
Jak  udało ci się w tym wszystkim zachować chłodną głowę? 
Zachowałem spokój może dlatego, bo to nie było moje takie pierwsze zdarzenie. Kiedyś z tatą mieliśmy wypadek, zjeżdżaliśmy na stację benzynową, samochód z tyłu nie wyhamował i w nas uderzył.
Czyli jesteś zaprawiony w takich ekstremalnych sytuacjach...
Można tak powiedzieć (śmiech). Jeżdżę motorem crossowym i zaliczyłem już sporo upadków.
Czujesz się bohaterem?
Nie, zachowałem się tak jak powinienem, to znaczy w tym sensie, że byłem tam najstarszy i miałem takie poczucie, że trzeba zadziałać, pomóc. Tak wyszło, ale za nikogo ważnego się nie uważam. Nie wypadało nie pomóc.  Ale pani dyrektor żartuje, że jestem bohaterem, to miłe. 

Mariusz Pojnar
Tygodnik Krąg
 

1%


filip t

Zapisy na JUDO

judo2014

Ostatnie komentarze