Reklama
Autobus na torowisku: O krok od tragedii |
Dzięki splotowi kilku elementów - szczęściu popartemu opanowaniem i sprawnemu działaniu, autobusu pełnego dzieci nie staranował pociąg
To miał być dzień jak każdy inny. Wsiąść do autobusu, pożartować z kolegami lub z koleżankami. Wysiąść z autobusu, pójść do szkoły. Potem lekcje i z powrotem do domu. Ale wtorek 5 lutego dzieci, które dojeżdżają do Zespołu Szkół w Bytomiu Odrzańskim z terenu gminy, zapamiętają jako zupełnie inny niż pozostałe...
Zaczęło się jak zawsze. Autobus zaczął po kolei zabierać uczniów z kolejnych przystanków na terenie gminy. W Małaszowicach wsiadł do niego m. in. Kornel Śmigielski, ale do niego wrócimy za chwilę. W Byczu wsiedli kolejni pasażerowie. Autobus ruszył. Minął zakręt. Na prostej przed przejazdem, gdzie droga opada w dół, pojazd wpadł w poślizg. - To były ułamki sekund, kiedy zaczęło się robić niebezpiecznie... – przyznaje Anita Jagieła, jedna z 30 pasażerów. W autobusie byli uczniowie w różnym przedziale wiekowym – od roczników przedszkolnych do uczniów 3 klasy gimnazjum. Bartek Świca z Pastuszyna siedział z tyłu, na samym środku. - W jednej ręce trzymałem telefon, w drugiej ściągę, jak autobus zaczął hamować, rzuciło mnie aż na środek autobusu. Ale nie upuściłem ani telefonu, ani ściągi - uśmiecha się chłopak, którego po upadku bolała ręka. Już zupełnie poważnie dodaje: - Dziś już jest dobrze. Wyglądało to groźnie, na szczęście dla nas wszystkich nie nadjeżdżał żaden pociąg... Kierowca nie mógł opanować autobusu mimo, że jechał powoli. - Według ustaleń, kierowca przewożący grupę dzieci wraz z opiekunką zjeżdżając z wzniesienia i do przejazdu kolejowego podjął manewr hamowania. W związku z dużym oblodzeniem jezdni nie udało mu się zatrzymać pojazdu w bezpiecznym miejscu, uderzył w sygnalizator i utknął na torowisku – wyjaśnia okoliczności zdarzenia Katarzyna Wąsowicz z nowosolskiej policji. Na szczęście kiedy autobus rzuciło na tory, akurat nie jechał żaden pociąg, bo mogłoby dojść do dramatu. - Szybko wstrzymane zostały pociągi przejeżdżające tą trasą – mówi Tadeusz Ostrowski, z-ca komendanta Powiatowej Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Nowej Soli. Jaki ze mnie bohater? Nie wypadało nie pomóc
- Od momentu, jak stanęliśmy na torach, do chwili jak nadjechał pierwszy pociąg, minęło może 10, 15 minut. Na szczęście byliśmy już wszyscy poza autobusem – mówi Kornel Śmigielski, gimnazjalista, który wyprowadzał dzieci z autobusu.
Jak zapamiętałeś ostatnie minuty przed tym wypadkiem? To był dla mnie poranek jak każdy inny. Jechaliśmy wolno, może 30, 40 km/h. Na spadzie kierowca zaczął hamować, postawiło nas w prawą stronę, potem w lewą. Na poboczu był żwir. Na żwirze znowu nas rzuciło w prawo, uderzyliśmy w sygnalizację i wjechaliśmy na tory. Co działo się potem? Siedziałem z tyłu, chciałem otworzyć drzwi, ale były zablokowane, bo ziemia leżała. Kopnąłem dwa razy i się otworzyły. Dzieci zaczęły wychodzić. Połowa przodem, połowa tyłem. Podszedłem do naszej opiekunki. Dałem jej telefon, żeby zadzwoniła na policję. Numer był zajęty. Te dzieci, które wyszły przodem i stanęły po drugiej stronie torów, pomogłem przeprowadzić, na naszą stronę, na górkę od strony Bycza. Wyszedłem na asfalt. Mało co się nie wywróciłem. Tam jedno wielkie lodowisko. Widziałem, jak nadjeżdża samochód, który też wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Postaliśmy tam może z 10 minut, przyjechał sołtys Bycza. Powiedział, żebyśmy się schronili w sali wiejskiej. Dziewczynkę z mojej wsi zaprowadziłem do cioci, która mieszka w Byczu. Kiedy wyprowadzałeś te dzieci, myślałeś, że może nadjechać pociąg? Nie, chyba zadziałała adrenalina... Ile czasu minęło od momentu, kiedy utknęliście na torowisku, do chwili jak nadjechał pociąg? Według mnie 10, może 15 minut. Czyli było realne zagrożenie, że może w was wjechać pociąg, jak szybko stamtąd nie wyjdziecie? Według mnie tak, ale szybko powiadomiono służby kolejowe, że doszło do takiego zdarzenia i ruch został wyłączony. Przyjechali strażacy, którzy wybiegli na tory. Wszyscy podjęli szybkie działanie.Wszystko to faktycznie wyglądało dosyć dramatycznie, ale na szczęście nikomu nic się nie stało, choć jakieś tam drobne dolegliwości są, ja np. uderzyłem się w piszczel, spuchła mi też ręka. Jak udało ci się w tym wszystkim zachować chłodną głowę? Zachowałem spokój może dlatego, bo to nie było moje takie pierwsze zdarzenie. Kiedyś z tatą mieliśmy wypadek, zjeżdżaliśmy na stację benzynową, samochód z tyłu nie wyhamował i w nas uderzył. Czyli jesteś zaprawiony w takich ekstremalnych sytuacjach... Można tak powiedzieć (śmiech). Jeżdżę motorem crossowym i zaliczyłem już sporo upadków. Czujesz się bohaterem? Nie, zachowałem się tak jak powinienem, to znaczy w tym sensie, że byłem tam najstarszy i miałem takie poczucie, że trzeba zadziałać, pomóc. Tak wyszło, ale za nikogo ważnego się nie uważam. Nie wypadało nie pomóc. Ale pani dyrektor żartuje, że jestem bohaterem, to miłe. Mariusz Pojnar Tygodnik Krąg
|
Ostatnie komentarze
- Zakończenie projektu modelarsk...
Hej. Strona co jakiś czas nie działa, dlaczego ? - Moja filozofia jest wszystkim ...
NARESZCIE KTOŚ POROSZYŁ temat człowieka od spraw n... - WIOSENNY SPŁYW KAJAKOWY
A w jakim terminie ten spływ? - O „Agatce” usłyszała cała Pols...
Brawo za wytrwałość i determinację dla tej pani w ... - Maria Perlak z Krzyżem Wolnośc...
I Komisarzem niestety też była.