Aleja 900-lecia otwarta |
![]() |
Ekonomistka, piłkarz a nawet prezydent! O takich zawodach i funkcjach marzą rodzice dzieci, dla których zrobiono aleję. Każde dziecko ma w niej swój dąb. Aleja 900-lecia oficjalnie otwarta. Tę spacerową alejkę na wjeździe do Bytomia od strony Nowej Soli, która została obsadzona dębami, w niedzielę przechadzały się całe rodziny – rodzice, dzieci, dziadkowie, wujkowie dzieci urodzonych w 2009 roku. Każde z drzewek nosi imię mieszkańca gminy, który w tym właśnie roku przyszedł na świat. To nawiązanie do historii miasta, na pamiątkę 900-lecia bohaterskiej obrony bytomskiego grodu przed wojskami cesarza Henryka V. Wydarzenie to datuje się jako początek miejscowości. Burmistrz Jacek Sauter otwierając aleję mówił, że w taki sposób wyobraża sobie patriotyzm lokalny. - Mam nadzieję, że te dzieci za 30, 40, lat bez względu na to, czy będą mieszkały w Zielonej Górze, we Wrocławiu, Warszawie, Londynie, Paryżu czy Nowym Jorku, będą ze swoimi rodzinami, ze swoim dziećmi przyjeżdżały do rodzinnego miasteczka i będą przychodziły pod swój dąb – zaznaczył burmistrz. Przy każdym z 71 dębów tworzących alejkę znalazła się imienna, kamienna tabliczka z datą urodzenia tych już dwuletnich dziś pociech. - Na tym mi zależy, żebyśmy wszyscy nosili miłość do swojej małej ojczyzny – dodał J. Sauter proponując rodzicom pewną zabawę. Chodziło o to, żeby wskazali zawód, który ich zdaniem mogłoby w przyszłości wykonywać ich dziecko. Te rodzicielskie marzenia zostaną zarchiwizowane i zakopane pod specjalnym kamieniem, by za trzydzieści lat do nich wrócić. - Zobaczymy komu co się spełni – mówił J. Sauter.
Pierwsza z nich należy do Weroniki Maciejczyk, urodzonej 9. stycznia 2009 r. - Alejka to fajny pomysł, nie słyszałam o czymś takim wcześniej. To wielka rzecz zarówno dla dzieci jak i dla rodziców – mówił Marta, mama Weroniki. Córkę za trzydzieści lat widzi w zawodzie ekonomistki. - Wiadomo, że na to trzeba spojrzeć z przymrożeniem oka, bo tak naprawdę to dzieci same będą o sobie decydować – zaznacza kobieta. Nie trudno było zgadnąć kim w marzeniach ojca ma zostać syn Marcelego Borowieckiego, piłkarza i kapitana Odry. - Oczywiście, że piłkarzem – rzucił z uśmiechem ojciec. Czas pokaże czy młodszy z rodu Borowieckich pójdzie w ślady ojca. Franek, syn bytomskiego strażaka i radnego Tomasza Dubera nie zostanie jednak strażakiem. Przynajmniej taką nadzieję mają jego rodzice, którzy wybrali mu inną drogę. - Franek ma zostać prezydentem - śmiał się T. Duber. - Kto wie, wszystko przed nim, może za te trzy dekady doczekamy się urzędu prezydenta w Bytomiu – zaznaczył trochę poważniej dziadek Franka. Mariusz Pojnar Tygodnik Krąg
|